Kolejka do nikąd

Jeśli mowa o leczeniu, to w naszym kraju jest to drażliwy temat.

Wszyscy wiemy z doświadczenia, jak wygląda służba zdrowia w Polsce. Jeśli zdarzy nam się zachorować, na samą myśl o lekarzach, zaczynamy kombinować, aby pomóc sobie samodzielnie bez ich ingerencji. Ziołolecznictwo, witaminy, minerały, grzane piwo z jajkiem, miód z czosnkiem i co komu jeszcze przyjdzie do głowy. Jeżeli jednak samoobrona nie pomoże, sięgamy po telefon. Musimy się zarejestrować. I tutaj zaczynają się nerwy, ponieważ dodzwonić się do przychodni, w której mamy swojego lekarza pierwszego kontakt to spore wyzwanie. Po upływie dłuższego czasu na próbach i oczekiwaniu, w końcu się udaje. Wtedy to zazwyczaj okazuje się, że panuje sezon grypowy lub przeziębienny lub jeszcze inny i lekarz ma już komplet pacjentów na najbliższe dwa tygodnie. W tej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak udać się do przychodni, ustawić w kolejce bez wcześniejszej rejestracji i czyhać na panią doktor. Kiedy tylko wychyli się z gabinetu trzeba rzucić się w jej kierunku i uprzejmie poprosić, aby wkręciła nas pomiędzy zarejestrowanych pacjentów albo przyjęła po godzinach. Zazwyczaj ten zabieg przynosi oczekiwany efekt. Mamy zgodę, możemy się zarejestrować. Siedzimy, czekamy do samego końca. W końcu, znudzeni i głodni lądujemy w gabinecie. Nasz cel – recepta i do domu, pod kołdrę.

Zawsze coś musi pójść nie tak.

Po przebadaniu okazuje się, że serce nierówno bije. Trzeba się tym zająć. Lekarz wyciąga kartkę papieru, od której zaczną się nasze kolejne problemy: skierowanie do specjalisty. Kiedy mamy już listę badań koniecznych do wykonania oraz skierowanie do kardiologa, opuszczamy gabinet. Teraz zaczyna się zabawa. Trzeba się zarejestrować. W Internecie mnóstwo specjalistów – kogo wybrać? Najlepiej rozpytać znajomych. Każdy poleca innego. W tej sytuacji trzeba zdecydować samemu. Po długim namyśle i przeczytaniu wielu opinii w Internecie dokonujemy wyboru. Dzwonimy. Brak terminów w tym roku. Trudno. Kolejny. Dzwonimy. Brak terminów. Decydujemy się na dzwonienie po kolei, porzucając skrupulatne czytanie opinii i analizowanie doświadczenia. Po pięciu kolejnych telefonach udaje się zarejestrować. W Krakowie. na 14:00. Za siedem miesięcy.

Mija siedem miesięcy.

W międzyczasie musieliśmy dostarczyć skierowanie, bo bez skierowania nie można potwierdzić wizyty. Niepotrzebna, dodatkowa, czasochłonna wycieczka do Krakowa. Siedzimy w poczekalni. 14:00 minęła trzy godziny temu. Nie poddajemy się. Czekaliśmy siedem miesięcy. Wytrzymamy. W końcu nadchodzi nasza kolej. Z kompletem wykonanych badań wchodzimy do gabinetu. Wychodzimy po pięciu minutach. Z kolejnym skierowaniem na badanie. Mamy wrócić z wynikiem. Idziemy do rejestracji. Badanie można zrobić nawet w przyszłym tygodniu. Świetnie. Sytuacja nabiera tempa. Zapisujemy się na badanie. Zgodnie z zaleceniem, od razu chcemy się zarejestrować na kolejną wizytę. Można. Na 12:30. Za siedem miesięcy.

 

You may also like...